Dolina Loary, czyli zamki, wino i ciastka
Do Chaumont dotarliśmy późnym popołudniem. Zamek się zdąży zamknąć, a wraz z nim większość lokalnych sklepów (czyli całe dwa). Od głodu i pragnienia uratował nas stragan-piwnica z lokalnymi produktami – znalazło się i wino, i ser. I nic więcej. Na kolacje zostały więc resztki.
Chaumont
Pobudka w należała do tych chłodnych, wilgotnych i ogólnie mało przyjemnych. Wiszące, ciemne chmury tym bardziej nie napawały nas optymizmem. Ale… trzeba sobie z takimi rzeczami radzić!
Amboise
Tym razem postanowiliśmy odstawić zamki na drugi plan i powłóczyć się po okolicznych miasteczkach. Pierwsze było Amboise z małym i uroczym ryneczkiem położonym pod samym chateau – miejsce idealne na śniadanie. Samo miasteczko jest zadbane i mocno nastawione na turystów, nęcąc ich kolorowymi stolikami restauracji, cukierni i barów. Kilka kroków od centrum owocuje jednak raczej smutnym widokiem opuszczonych domów i zamkniętych lata temu sklepów.
Jeśli chcecie zobaczyć zamek w pełnej okazałości – wybierzecie się na drugą stronę rzeki. My tego nie zrobiliśmy. Widząc wikipedię i zdjęcia wiemy, że trzeba się tu wybrać jeszcze raz.
Perfekcyjne miejsce na śniadanie! Lokalny brie, jeszcze ciepła bagieta i pomidory z sałatą. Za to kochamy Francję!
Tours
Po Ambois przyszła kolej na Tours, nazywane, za sprawą 30minutowego połączenia TGV, sypialnią Paryża. Pomimo naszych obaw to duże miasto okazało się aż nazbyt ładne. Pełno tu zieleni, zabudowa starówki jest przyjazna dla oka, choć niczym się nie wyróżniająca. Futurystyczne tramwaje, pozbawione szpecącej ulice trakcji wysokiego napięcia, nadają miastu nowoczesnego charakteru, odcinając je nieco od wieków historii. Ogromne wrażenie robił stary, potężny cedr rosnący na dziedzińcu Muzeum Sztuk Pięknych. Stojącą obok katedra Tours jest jak każda katedra we Francji, strzelista i szara a przestrzeń wypełniają tylko krzesła, zamknięty ołtarz z i światła witraży.
Chinon
Następnie udaliśmy się do Chinon, również małego miasteczka przycupniętego na wąskim pasie miedzy rzeką a zamkiem na wzgórzu. Tu dwa lata temu zjedliśmy najlepsze we Francji ciastka (naszym skromnym zdaniem). I tym razem Chinon nas nie zawiodło. Cukiernia (Melanie et Frederic Demion, 11 rue du commerce) była w tym samym miejscu, wyglądała tak samo, a wypieki były tak samo wyśmienite. Miasteczko samo w sobie chyba trochę wypiękniało nawet. Zabudowa może i niska, ale bardzo różnorodna i bogata w małe smaczki i zdobienia sprawiała, że spacer nie był nudny.
Au Plaisir de Chinon (11 Rue du Commerce) to mała cukiernia położona przy ryneczku (po lewej, jeśli wchodzicie od strony rzeki). Nie spróbowanie przynajmniej dwóch ciastek to grzech. Sprawdzaliśmy to miejsce dwukrotnie – za każdym razem ekstaza radości!
Po drugiej stronie rzeki znaleźliśmy kemping z widokiem na zamek. Wieczór upłynął nam na grillowaniu, spacerze po pogrążonym we śnie miasteczku i podziwianiu gwiazd.
Jutro Bordeaux!
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.