Nicea i St-Paule-de-Vence, czyli ostatnie dni w Prowansji
Nicea – tu Lazurowe Wybrzeże może kończyć się lub zaczynać. Stolica Riwiery i siłą rzeczy piąte co do wielkości miasto we Francji może jest za duża, by nazywać ją kurortem, ale z pewnością nie można odmówić jej uroku i różnorodności. A do tego dochodzi jeszcze to ulotne, efemeryczne „coś”, czyniące ją nieco inną niż inne, francuskie miasta.
Nicea
Zaskakuje tu czysta, miejska plaża, ogromny deptak, wypielęgnowane, zielone trawniki, bardzo pomysłowe acz proste fontanny i elegancja budynków z okresu belle-epokque. Spacer po starówce dzięki temu jest nad wyraz przyjemny. Na Course Saleya codziennie do 13:00 odbywa się spożywczy targ, ustępujący wczesnym popołudniem miejsca kwiatom, by wieczorem stragany zamienić na stoliki restauracji. Miejsce idealne, by skusić się na na bardzo smaczny obiad.
Niceę pozostawiliśmy najedzeni i radośni, obiecując sobie, że jeszcze do niej wrócimy na dłużej niż kilka godzin.
St-Paule-de-Vence
Dzień następny rozpoczęliśmy od przechadzki po St-Paule-de-Vence, małej, ufortyfikowanej na szczycie góry wioski, będącej dziś siedzibą kilkudziesięciu galerii sztuki i atelier. Spacer wąskimi, kamiennymi uliczkami, gdzie nad głową kłębią się zwisające z balkonów kwiaty, jest pełen przystanków przy witrynach prezentujących obrazy i rzeźby współczesnych artystów. Miejsce nad wyraz malownicze, zadbane i cieszące się zasłużoną sławą.
Warto tu przyjechać z samego rana, zanim autokary z turystami zdążą zaparkować pod warownym murem a małe uliczki zapełnią się tłumem. Przed natłokiem można wtedy szybko uciec do pobliskiego Vence, niewielkiego również malowniczego miasteczka, gdzie niegdyś mieszkali Matisse, Marc Chagall czy Witold Gombrowicz (tu zmarł).
Tu minęły nam ostatnie spokojne chwile w Prowansji. Po Vence musieliśmy obrać kierunek północny, wzdłuż doliny rzeki Le Var.
Prowansję pożegnaliśmy mijając mijając jej północną bramę – twierdzę w Sisteron.
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.