Seceda i Val di Funes – Dolomity ugryzione obiektywem

Widzieliście to. Chyba wszyscy widzieli. Trzy obrazki z Dolomitów przewijają się w przewodnikach, broszurkach i wracają jak bumerang na jesień. Biały kościółek na tle lasu i potężnych iglic, szczyty wygięte niczym płetwy rekinów i pionowe ściany skąpane w czerwieni zachodzącego słońca. Każdy fotograf krajobrazów czy gór wzdychał z zazdrością do tych malowniczych scen. Każdy googlał, szukał. I ja też wzdychałem i szukałem… Aż znalazłem. I wiecie co? Te trzy magiczne miejsca leżą całkiem blisko siebie. Powiedzcie, jak tu nie poświęcić choć jednego dnia na rozkoszną dolinę Val di Funes oraz wspaniałe szczyty masywu Odle?! Zaczynamy jednak od „góry”: Seceda na start!

Dolomity to bezapelacyjnie najbardziej malownicze góry, po jakich chodziliśmy. Gęste lasy, zielone polany, jeziora i strzeliste iglice wystające z chmur. Pastwiska rozbrzmiewają wysokimi tonami dzwonków a wioski i miasteczka są kwieciście wypieszczone i nieskazitelnie czyste. 

W przeciwieństwie do Alp Szwajcarskich tutejsze szczyty są pełne dramatyzmu i jednocześnie swoistej kruchości. Nasze Tatry, no cóż… są po prostu mniejsze i ciaśniejsze. I mniej dostępne. Dolomity mają to do siebie, że szlaków są setki, a wszędzie tu można wejść, wjechać, wdrapać się. I my właśnie zaczynamy od wjazdu.

Jest sobotnie popołudnie i wsiadamy do kolejki. Przygodę z Dolomitami zaczynamy w Val Gardena od grzbietu…  

Seceda

Nie, nie będziemy wchodzili na ten szczyt. Po prostu – podejście jest mało atrakcyjne, a kilka źródeł nazywa je wręcz nudnym.  A przynajmniej takie opinie dominują, jeśli na Secedę chcemy dostać się z Urtijëi (Ortisei). Zatem mając na uwadze nasz napięty harmonogram wsiadamy w kolejkę (25 Euro w górę i w dół za osobę), by maksymalnie wykorzystać dzień. 

Kilka minut, stacja pośrednia, kilka minut i jesteśmy równo kilometr wyżej. A widok? Nie dziwię się, że najlepsi mistrzowie krajobrazu wybierali właśnie to miejsce spośród wszystkich w Dolomitach. Zatem stajemy na krawędzi niemalże pionowej przepaści, a przed nami dosłownie sterczą wygięte szczyty Odle: Kleine Fermeda, Fermeda, Sas Mesdi, Sas Rigais i Furchetta. Niczym fala zamieniona w litą skałę na sekundę przed załamaniem.

Jak na zdjęcia – pora średnia. 16:30 nie daje pięknego światła, więc matrycę zadowolić muszę po prostu landshaftami. Trochę zabawy teleobiektywem i filtrami. W umyśle jednak wrażenia wypalają wspaniałe wspomnienia. Kręcimy się jeszcze przez chwilę po grani szukając miejsca z najlepszym widokiem, by usiąść i nacieszyć oczy. Ach – jesteśmy wreszcie w Dolomitach!

Seceda, Grupa Odle, Dolomity
Sas Rigais, Grupa Odle, Dolomity
Val Gardena
Panorama

Ach – jeśli szukacie emocjonującego podejścia, to jest takie – od strony północnej można wejść po piargowisku szlakiem numer 6 – między Rifugio Brogles a granią z powyższych zdjęć. My niestety nie mamy tym razem czasu na tą przechadzkę. Kierujemy się do Val di Funes. 

Val di Funes i St. Maddalena

oraz Chiesetta di San Giovanni in Ranui – najpopularniejsza kapliczka w Dolomitach

Do Val di Funes ściąga nas pocztówkowa kapliczka stojąca samotnie na rozległej polanie. Barokowa linia, białe ściany i nieco pstrokate i przesadzone zdobienia z 1744 roku…. no dobra – wszyscy przyjeżdżają tu robić zdjęcia nie kapliczce, a tle na jakim stoi, traktując wiekową budowlę jako miły element pierwszego planu.

Lokalizacja tej scenerii to niemalże koniec wioski St. Madalena. Na miejscu, na drewnianym płocie przy drodze (płot pod napięciem, ostrzegam), wisi (dosłownie) dwóch fotografów. Tego można było się spodziewać. Na szczęście miejsca jest na cały autokar statywów, więc i ja rozkładam sprzęt na kilka fotek. Zwłaszcza, że niebo i chmury dają dziś fantastyczne możliwości.

 

Chiesetta di San Giovanni in Ranui, Dolomites

Jeśli planujecie tu przyjechać z aparatem, polecam późniejszą część dnia oraz zachód słońca. Wtedy masyw Odle nabiera barw i kształtów. A i kościółek jest pięknie oświetlony.

Co do zdjęć St. Madaleny – tu trzeba dostać się na północną ścianę doliny. Najlepiej autem. Miejsca z których są najlepsze ujęcia i widoki zaznaczam na mapie na końcu. My wybieramy to dalsze – przy SP163. I tam czekamy na zachód słońca.

Odle o zachodzie

Tak, piękny widok. Słońce zaszło, na zdjęcia już za ciemno, słupek na termometrze zaczyna pikowanie… możnaby rozejrzeć się za jakimś noclegiem. Ehm.. miejscem na namiot. 

Z namiotem pod gwaizdami

Dzień kończymy miłym zaskoczeniem. Asia pobiegła, gdzieś, wróciła i mówi: że się zakocham w miejscu, jakie znalazła. I faktycznie – w dolinie polana, na polania mała, drewniana chatka z ukwieconymi parapetami. Dookoła biegają małe kozy, cielaki i kaczki. Dookoła gospodarstwa krząta się para przemiłych emerytów. Po krótkiej rozmowie na migi machnięciem ręki dostajemy zgodę na postawienie namiotu. 

Zimna, gwieździsta noc, wschód księżyca i krowie dzwonki… do samego rana! Jesteśmy w Dolomitach!

Sas de Putia
DSC05122

PS. Tak nam się podobała Seceda, że…

Seceda to chyba najlepsze miejsce na start odkrywania Dolomitów. Jest niedaleko autostrady i można ją „zaliczyć” szybkim wjazdem i zjazdem w 2-3h. Jest też „po drodze” do wszystkiego, co czyni ją wyjątkowo wdzięcznym przystankiem. No i jak tu się nie zatrzymać, gdy takie argumenty wytaczam, prawda?! 

Aż sam siebie przekonałem i na Secedę wjechaliśmy też w czerwcu, podczas naszego drugiego „tourne” po Dolomitach. I było tu po prostu żółto!

 

Seceda, Dolomity
Seceda, Dolomity

Druga połowa czerwca 2018

One Comment

  1. Rude Włóczykijowanie-
    4 lutego 2018 at 22:18

    To miejsce jest przecudowne! Jak ze snu <3 Możecie zdradzić jak wyglądała wyprawa od strony logistycznej? Jechaliście autem, stopem, czy jakąś komunikacją lokalną?

Leave A Comment

You must be logged in to post a comment.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Tre cime di Lavardedo - Trzy Kominy o poranku

Trzy Kominy w Dolomitach – na szlaku z aparatem

Dookoła Rosendal