Trzy Kominy na własność
Znacie pewnie to uczucie, gdy stoicie pośrodku pustego rynku chwilę po burzy. Nie ma nikogo, światło jest genialne a Wy macie przypadkiem ze sobą aparat. Podobnie jest w górach. Przychodzi taki moment, że morze turystów odpływa wraz z niknącym za horyzontem słońcem i nagle zostajecie całkowicie sami. Z górami. Z ikoną Dolomitów w najpiękniejszej odsłonie. Trzy Kominy na własność…. Marzenie!
Gdy parkujemy pod Auronzo, burzowe chmury przykrywają już okoliczne szczyty gęstniejącą szarością. Jeszcze nie pada, może zdążymy. Do schroniska Lavaredo mamy raptem 30 min. Rzut beretem, szybki spacerek i zostaniemy do rana. Byle zdążyć przed deszczem i burzą.
Trzaśnięcie drzwiami auta i…. Przeszywający powietrze grzmot zmienia nasze plany. Drugi, gdzieś obok, utwierdza nas w przekonaniu, że nie pójdziemy dalej. Pierwsze krople po zaledwie minucie przynoszą istną ulewę. Zostaje nam tylko bieg do schroniska Auronzo i nadzieja, że aura odmieni się na naszą korzyść.
Po godzinie siedzenia jedyna poprawa to brak piorunów. Pada nieprzerwanie. Zdesperowani, w sytuacji bez wyjścia, ubieramy peleryny i na przekór lejącej się z nieba wodzie ruszamy na szlak. Mamy blisko, może 1.5 km, damy radę… Taaaaak…. jedne buty przemokły całkiem, drugie tylko trochę.

Gdy wykręcam nad zlewem skarpetkę, dosłownie chwilę po przyjściu do schroniska Lavaredo, chmury rzedną. Druga skarpetki i pojawiają się promienie słońca. Jedynym śladem po deszczu są tylko głębokie kałuże. Jeszcze jedno dyskretne spojrzenie za okno: jest naprawdę ładnie. Jeśli robić zdjęcia, to teraz albo nigdy! Asia zostaje w schronisku, przyklejona do ciepłego kominka i książki, a ja biorę aparat i plecak.
Na przełęczy Lavarado rozstawiam statyw 15 minut później. W przemoczonych butach, targany wiatrem stoję z szerokim uśmiechem na twarzy. Przetaczające się przez przesmyk chmury co chwilę przysłaniają i odkrywają trzy olbrzymie bloki. Wszystko się kotłuje, wiruje i kłębi, skąpane w promieniach słońca. W oddali słychać werble burzy. I cały ten wyreżyserowany przez naturę spektakl ma tylko jednego widza. Stoję tu sam. Z szerokim uśmiechem na twarzy.
Godzinę później kurtyna burzowych chmur znów opada. A my spokojnie delektujemy się kolacją, gdy dookoła znów tańczą pioruny.
Następnego dnia…
Następny dzień przyniósł piękny poranek. Ucinamy sobie spacer do schroniska Locatlelli (Drei Zinen Hutte). Na pełną pętlę dookoła Trzech Kominów nie mamy ochoty. No cóż… Mokre buty odbierają przyjemność z chodzenia.
Tym razem decydujemy się na ścieżkę położoną powyżej głównego szlaku. Nieoznaczona na mapach, wąska dróżka przebiega po stromym zboczu i pozwala oglądać okolicę lepszej perspektywy. Stare umocnienia i okna strzelnicze są tu dodatkową atrakcją.
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.