Półwysep Conero – czyli chwila na plaży przy Portonovo
Wybrzeże Marshe wita nas betonowymi hotelami i długą prostą drogą wzdłuż kurortów. Wraz z kolejnymi kilometrami ogarnia nas przerażenie i rozpacz. Okolica jest pozbawiona jakiejkolwiek kszty magii czy uroku. Droga przechodzi powoli w nieco pagórkowaty krajobraz, a gdy wjeżdżamy po godzinie na Półwysep Conero odczuwamy ulgę – zaczyna robic się ciekawie.

Jest już wczesny wieczór, a w Sirolo, jedynym ładnym miasteczku w okolicy ceny campingów są abstrakcyjnie wywindowane, a i o miejsce z marszu ciężko. Nic tu po nas, próbujemy szczęścia w Portonovo, jak się okazuje – również bezskutecznie. Ostatecznie decydujemy się na spanie w aucie, na parkingu w polu. Nie chce nam się nawet rozkładać namiotu.

Rano budzą nas pierwsze promienie słońca, co postanawiamy przekuć na chwilę plażowania. Jeśli już jesteśmy na Conero, to trzeba odwiedzić plażę pod białymi klifami. O 8:30 rano nawet udaje się znaleźć miejsce parkingowe. Stąd do plaży trzeba pokonać stromą ścieżkę w dół – nie wybierajcie się tu w klapkach, lecz solidnych butach trekingowych! Na tych, którym uda się zejść cało, czeka piękna plaża.






Zabawiamy tu dwie godziny z minutami. To jak na nas i tak wyjątkowo długo, trochę pływając, trochę wygrzewając się w słońcu, póki jeszcze nie jest palące. Gdy plaża zaczyna się zapełniać, my zbieramy się zostawiając najlepsze miejsce i zbliżajacy się upał bardziej doświadczonym plażowiczom. Czas ruszyć w Umbrię.