Trzeci dzień naszego pobytu wypadł w Wielki Piątek – to w ten dzień świąt Maltańczycy wieczorem urządzają spektakularne procesje jednoczące całe wioski i miasteczka. Jest to też dzień ścisłego postu, dlatego w tradycyjnej piekarni nie dostaniemy nawet małego ciasteczka. Próba kupienie jednego, małego jabłecznika zakończyła się szczerym uśmiechem sprzedawcy i ciepłym, troskliwym zwrotem „No sweets today”.
Dzień drugi. Nie lada wyzwanie, ponieważ jak zawsze chcieliśmy zobaczyć dużo, wręcz za dużo jak na jeden dzień. Ambitnie wstaliśmy z pierwszymi dźwiękami znienawidzonego budzika, zjedliśmy śniadanie mistrzów na balkonie z widokiem na uroczy placyk na tle ściętych dachów zabudowań Bormly (Cospicuy) i ruszyliśmy w kierunku Hypogeum.