Przez mrok pod szczytem góry – ferrata w tunelach Lagazuoi
Jest ciemno, mokro, ślisko i zimno. Po prawej ziejąca czernią dziura o stromych schodach, po lewej skręcający gdzieś tunel. Również czarny. Mapka przybita do podgniłej belki na rozwidleni mówi tyle, co nic. A my nie wiemy czy iść dalej, gdzie czy też zawrócić. I co? I witamy w tunelach z I wojny światowej pod dolomickim szczytem Lagazuoi.
Geneza. Jeśli wróg zajmuje szczyt góry, a my nie możemy wdrapać się na nią, by go przegonić, to… “najprościej” jest podkopać się i wysadzić górę! Idąc za tym tokiem rozumowania, podczas walk i przepychanek w czasie I wojny światowej Włosi kopali pod Austriakami, a ci (w towarzystwie Węgrów oraz Niemców) kopali nad Włochami (lub obok). Ci na dole skrobali tunele saperskie, by podłożyć trotyl i pognębić tych wyżej. Ci wyżej – by zbudować umoconienia i odgonić seriami z CKMu tych kręcocych się na dole, u podnóża.
I dosłownie, tak to właśnie wyglądało 100 lat temu. Siły austro-węgierskie siedziały na szczycie, a włoskie jednostki alpejskie podkopywały się lub próbowały sięgnąć wroga z pobliskich szczytów. Pod Lagazuoi podłożono dwa razy potężne ładunki, które co prawda zmieniły krajobraz góry (odpadł fragment ściany o wymiarach 130m na 100m), jednak wrogom nie wiele to zaszkodziło. Tunele tu, jak i w całych Dolomitach, zachowały się za to wyśmienicie. Zatem uzbrajamy się w czołówki, kaski, uprzęże z lonżami i ruszamy do tego labiryntu podziemnych korytarzy.
Wejście
Do tuneli, zwanych też Galerią Lagazuoi, dostać się można z dwóch stron – od góry i oczywiście od dołu. Ponieważ startujemy raczej o późnej porze (jest godzina 13:00), więc wybieramy wersję łatwiejszą. Nie owijając w bawełnę, na lenia, wjeżdżamy kolejką na szczyt!
Nieco leciwy i trochę trzeszczący wagonik w zaledwie kilka minut wywozi nas ponad 600m w górę. Widok ze szczytu – fantastyczny! Pod stopami (dosłownie) mamy Przełęcz Falzarego a Averau i Cinque Torri (gdzie byliśmy wczoraj) widać stąd “jak na dłoni”. Po lewej horyzont zasłania ściana Tofany di Rozes, a po prawej majaczą gdzieś szczyty skupione wokół Sach Rigas (Seceda i więcej o tym paśmie tutaj).
Wejście na szlak prowadzący do tuneli znajduje się pod stacją kolejki. Wstęp – darmowy. Kask i czołówka – obowiązkowe. Uprząż i lonża – dla wprawniejszych raczej zbędna, nam się przydały… w tunelach jest ślisko i można przejechać się kawałek obijając pośladki. Więc dla nas też obowiązkowe ;-)
O ile same tunele nie są specjalnie trudne, a fragmentów z ekspozycją nie ma za wiele, o tyle dojście do nich podnosi nieco tętno. Szeroką półką skalną docieramy do okopów i umocnień ulokowanych na grani. Na końcu łańcucha czeka na nas wejście do górnej części kompleksu tuneli. Aha… warto było zaopatrzyć się w mapę, bo po drodze czekają Was co najmniej dwa rozwidlenia z fatalnymi oznaczeniami. A ponieważ cały kompleks to kilka kilometrów, to warto oszczędzić sobie błądzenia. My, nie wiedząc gdzie iść, skręcamy na pierwszym rozwidleniu w prawo.
Przez mroczne korytarze
Pokonujemy ciemny korytarz i trafiamy na okna strzelnicze i artyleryjskie. Takich stanowisk, dających trochę światła i świeżego powietrza jest na całej trasie kilkanaście. W niektórych stoją karabiny (oczywiście za kratą), przez inne można się wychylić.
Schodzimy dalej po stromych schodach. Znów jest ciemno, kręto i nisko. Po kolejnym zakręcie i rozwidleniu tracimy zupełnie orientację. Kierunek – byle w dół. Korytarz w prawo, korytarz w lewo… nie – tu jest ślepy chodnik. Wracamy. Stajemy na potężnym tarasie, z którego szlak wiedzie w dół po eksponowanych drabinkach.
Kolejny ciemny tunel i schody. Miejscami zalatuje stęchlizną i moczem… no tak, znaczków do WC nigdzie nie było, a że ciemno, to i ulżyć pęcherzowi niejeden turysta tu pozwolił. Na szczęście gęsty mrok nie pozwala na dokładniejszą analizę podłoża… idziemy dalej. Kolejne rozwidlenie i teraz stajemy przed nie lada zagwozdką. Jesteśmy gdzieś w połowie, z mapki niewiele wynika a drogi są dwie – jedna stromo w dół. Druga – lekko pod górę. Zasięgu… oczywiście w środku góry nie ma. I co dalej? Głowimy się przez chwilę, próbujemy określić skąd przyszliśmy i nic. W prawo czy w lewo? Rzucać monetą? Cofnąć się? No to pat.
Z chodnika po lewej dobiegają jakieś kroki. Coraz głośniejsze szuranie i tupanie przywracają nam nieco nadziei. Po chwili pojawia się światło i… no tak, Polaków wszędzie pełno! W absolutnej ciemności pada dobrze znane “dzień dobry” a za nim gnębiące nas pytanie: “wiecie gdzie iść?”. Kamień z serca! W trójkę szybko uzgadniamy plan przebytej drogi: my tu-a-tu poszliśmy w prawo, Mariusz poszedł w lewo… więc teraz wypadałoby nam iść razem w prawo. No to w dół!
Ku wyjściu
I tak razem schodzimy głębiej i niżej, by ostatecznie wyjść na dwie duże galerie kończące całą ścieżkę. W tunelach pokonaliśmy około 500m wysokości. Pozostała część wiedzie wąskimi półkami skalnymi, żlebami i rumowiskiem skalnym prosto na parking.
Tunele Lagazuoi – Praktyczne informacje
- W schronisku na górze lub w punktach na dole można wynająć uprząż, lonżę i kask. Jak z czołówką – nie wiem.
- Przejście tuneli to około 2-3h ze zdjęciami i chwilą błądzenia. Wstęp do tuneli jest darmowy.
- Wjazd kolejką kosztuje 12 Euro / 6 Euro za dzieci < 16 roku.
- Szlak nadaje się dla najmłodszych.
- Naładowane akumulatory w czołówce to obowiązek, zapasowe – mogą się przydać.
- Kask – bezwzględnie konieczny.
- Przy dolnej stacji kolejki są duże parkingi – jeśli nie traficie tu w środku sezonu o 13:00 to miejsce na auto powinno się znaleźć.
- Szlak to nie jest typowa via ferrata, jakich znajdzie się w Dolomitach pełno, raczej jest to ścieżka asekurowana liną.
- Wysikać się przed wejściem do tuneli – obowiązkowo!
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.