Znudziło się Wam chodzenie po górach? Szukacie urozmaicenia, zastrzyku adrenaliny, ekscytującej alternatywy? Czegoś nowego?! I wtedy pojawia myśl: “Może Dolomity?”. A za nią galopują kolejne skojarzenia: via ferraty, wspaniałe i trudne szlaki, pionowe ściany ponad zielonymi dolinami! Brzmi genialnie! Tylko gdzie zacząć tę zabawę? Odpowiadamy: Może pod wodospadem?!
Jest ciemno, mokro, ślisko i zimno. Po prawej ziejąca czernią dziura o stromych schodach, po lewej skręcający gdzieś tunel. Również czarny. Mapka przybita do podgniłej belki na rozwidleni mówi tyle, co nic. A my nie wiemy czy iść dalej, gdzie czy też zawrócić. I co? I witamy w tunelach z I wojny światowej pod dolomickim szczytem Lagazuoi.
W świetle brzasku przykryte mlecznym całunem wieże wyglądają bardzo złowieszczo. Mroczne giganty trzymające okolicę w uścisku nocy i mgły. Jednak pierwsze promienie zaczynają się przedzierać. Najpierw nieśmiało. Po chwili raźniej. Coraz pewniej. Nastaje nowy dzień.
Są takie miejsca, w których zakochujesz się od pierwszego wejrzenia. Otwierasz przewodnik, przeglądasz zdjęcia na portalach i trafiasz na ten jeden obraz, który wypala się momentalnie w pamięci i skutecznie pobudza wyobraźnię. Jedno spojrzenie i myśli wędrują w kierunku trzech, nieodwracalnych słów: Muszę tam być! Zobaczyłem tę ściętą kolumnę (Ra Gusela) z małym hotelikiem poniżej, a Asia dania serwowane w tymże
Z kuchni poza odgłosami krzątaniny i harmidru dobiega wściekle irytujący zapach jedzenia. Dobrego jedzenia. Nos wyłapuje każdą nutę i torturuje pozostałe, wygłodniałe zmysły. W końcu uśmiechnięta kelnerka stawia przed nami dwa porcelanowe talerze. Orecchiette z brokułami oraz krem pomidorowy wyglądają zabójczo pysznie. I wtedy pojawia się w głowie to pytanie: Czy jesteś tu dla makaronu, czy jednak wyjdziesz z aparatem