Toskania i morze, czyli plaże za bramą
Za dużą bramą stoją domki. Małe, drewniane, z łóżkiem w środku, daszkiem i stołem na zewnątrz. Jeden przy drugim, ciągną się od bramy gdzieś w głąb, ku temu, niebieskiemu. Czasem przy domkach stoją parasole, a czasem nie ma nic. A za domkami jest to niebieskie – bezkresne morze i biała od kamieni plaża, o której jeszcze chwilę temu marzyli wszyscy mieszkańcy domków. Ot taka scena znad morza Toskanii.
Na wybrzeże Toskani dotarliśmy bardziej z przymusu niż życzenia. Ot – było po drodze, ot – nie było gdzie uciec. Niech więc będzie – zatrzymujemy się obok Livorno, największego kurortu toskańskiego wybrzeża.
A domki? Domki schowane za bramami tworzą tu swoisty krajobraz linii brzegowej. Tu nie ma wydmy oddzielającej morze od lądu. Tu są domki – zamknięte, prywatne plaże z miejscami na wynajem. Ściśnięte, z kolorowymi bramami, ułożone jak bliźniaki na przedmieściu wzdłuż jedynej drogi. I ciągną się kilometrami.
Każda plaża ma swoją cenę, swój mały bar, swoje domki, leżaki i wiernych mieszkańców. Wiernych pewnie od lat lub dekad, jeśli przyjrzeć się niektórym miejscom i wypełniającym je plażowiczom. Mijamy Zarę z toczącymi się od rana mistrzostwami w piłkarzyki, mijamy grecką Balenę, mijamy kolejnych pięć bram, z których każda kusić próbuje czymś innym. Nie nas, my dziś szukamy miejsca tylko na śniadanie.
Kempingi są, jednak nie tanie. Trzeba się tu liczyć z cenami drastycznie wyższymi niż chociażby w głębi Toskani. A za udogodnienia w postaci ciepłej wody trzeba dopłacić. Do wymarzonych wakacji trochę tu chyba daleko.
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.