Skagefla i Geiranager – stara farma i król fiordów
Nigdy nie przyznawałem się do lęku wysokości. Właściwie to w skromnym przekonaniu po prostu takiego lęku nie mam. Ot czasem, gdy jestem wysoko odczuwam pewien dyskomfort. Ale tu, nad fiordem Geiranager, w drodze na farmę, jest cholernie daleko do lekkiego dyskomfortu. Zwłaszcza, że od znajdującej się 450m niżej spokojnej tafli fiordu oddziela mnie tylko metalowa lina. Na wysokości kolana. I do tego jest ślisko. Szukacie zastrzyku adrenaliny w akompaniamencie lejącego się na czoło potu? Skagefla jest dla Was (i dla Asi też).
Dzień na polu zaczyna się sielsko. Budzik daje o sobie znać wystarczająco późno. Poranne słońce podnosi powoli temperaturę, a wraz z nią małe obłoki porannej mgły nikną w oczach. Do rosy i wilgoci da się już przyzwyczaić. Do Geirangera w nocy zawinęły dwa turystyczne kolosy, z których zaczął wylewać się powoli tłum turystów. Powoli, bo miasto na szczęście nie dorobiło się jeszcze odpowiedniej przystani i turystów na brzeg dostarcza się łodzią. Mimo wszystko z naturalnym krajobrazem trzeba się pożegnać.
Król fiordów – Geirangerfjord to perełka wybrzeża Norwegii. Zawinięty w literę S, piekielnie głęboki i z piekielnie stromymi ścianami może nie wyróżniałby się aż tak bardzo na tle innych fiordów, gdyby nie kilka smaczków, których utrudniona dostępność dodaje tu pikanterii.
Siedem sióstr
Piękno jest nieodzownie związane z żeńskim pierwiastkiem. I choć Geirangerfiord to w stu procentach facet, to rozsławiły go głównie właśnie kobiety. A dokładniej Siedem Sióstr – długich, srebrzystych, poprzeplatanych jak warkocze strumieni wodospadu wpadających do fiordu po stromym klifie. Na wiosnę żywych i pełnych wigoru dzięki topniejącym śniegom, a dziś – w październiku, nieco przytłumionych i zmęczonych pozowaniem do zdjęć (mam wrażenie, że jedna w ogóle się urwała na randkę z trolami). Wodospad można zobaczyć tylko z wody lub z przeciwległego brzegu, stąd rejsy i wypożyczalnia kajaków cieszą się tu sporym zainteresowaniem.
Eagle bend
Drugą atrakcją Geirangera jest Eagle Bend (Ørnesvingen) – zwieńczenie stromego odcina Golden Route (nr 63), gdzie na przestrzeni 5km pokonuje się 11 zakrętów, by wjechać na wysokość 500m. Widok stąd jest wart zachodu. Pewnie o zachodzie lub o wschodzie jest nawet malowniczy, jednak nam nie było dane tego oglądać. Trzeba coś zostawić na kolejną wycieczkę.
Skagefla – opuszczona farma na skale
Rozlega się warkot silnia i głośna syrena statku. Odbijamy od brzegu. Wybrany przez nas szlak początek ma na przystani, z której trzeba wspiąć się na farmę i dalej, grzbietem firodu, wrócić do Geirangera.
Póki co jednak rejs mija sielsko. Podziwiamy ogromne wycieczkowce, machamy do kajakarzy i podpływamy pod Siedem Sióstr. Z okrętowego megafonu dochodzą niewyraźne informacje i ciekawostki o fiordzie. Można wyłapać co drugie słowo na temat wodospadu, drogi, historii czy głębokości. W trzech językach.
Statek podpływa do czegoś, co ma być przystanią, a w rzeczywistości jest niewiele większe od blatu stołu. W ucho wpadają aż nazbyt wyraźnie kolejne słowa…. Skagefla… hiking… challenging… death. A za nimi myśl – Chyba w przewodniku o czymś nie wspomniano.
Gdy wysiadamy (a wraz z nami tylko 7 osób) bosman rzuca na odchodne „Good luck” i wspomina, że mogą nas stąd zabrać za 2h. To tyle. Statek szybko odbija. Szybkie spojrzenie w górę mówi jedno – oj… lekko nie będzie.
Nie wiem, czy Skagefla czy podejście na Trolltungę daje bardziej w kość. Tu nie dość, że jest równie stromo, to jeszcze kamienie są śliskie. I często ruszają się pod nogami. „Schody” wiją się zygzakiem miedzy drzewami w górę po ścianie, a na wysokości około 200m szlak „wychodzi” spomiędzy koron na litą skałę. Kolejne, wąskie stopnie wiszą niemalże nad wodą, a jedyne zabezpieczenie to lina. Czasem z dwóch, a czasem tylko z jednej strony.
Dwa zakręty i zaczynam mieć dość. Wąsko, ciasno i stromo. A na oczy kapie z czoła. Jeszcze jeden zakręt i wreszcie docieramy na polanę. I zupełnie nie przeszkadza to, że trawa tu rośnie pod katem 45’.
Farma nie jest tak całkiem opuszczona. Przez zabrudzone okna widać, że w środku od czasu do czasu ktoś urzęduje, dba o otocznie i zabudowania. A wychodek jest aż nazbyt często nadużywany, choć to już niechybnie sprawka turystów. Ani kóz, ani owiec jednak nie widać. Za to widać zakręcający fiord z wodospadem Siedmiu Sióstr. Jest fantastycznie.
Dalsza część szlaku wiedzie znowu w górę. I znowu jest stromo. Ślisko? A jakże! Jeszcze trochę i człowiek się przyzwyczai. Albo nie, bo do sforsowania jest kolejny fragment po skale. Z jedną liną. Za nim na szczęście zaczyna się droga w dół. Kawałek przez las i docieramy do drugiej farmy.
Cały region Geirangerfiord jest wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO. Farmy mające 300 lat to pozostałość po starej metodzie hodowli i wypasania trzody. Pasterze (zazwyczaj dzieci) wysyłani bili ze zwierzętami wiosną do bliższej, niżej położonej farmy, gdzie poza pilnowaniem dobytku produkowali sery i zbierali owoce. Gdy śniegi stopniały, przenosili się ze zwierzętami na dalej położone farmy letnie.
Stąd dalsza droga to spacer. Miejscami po błotku, miejscami po kamieniach, ale spacer. W miarę spokojny, z przystankami na dzikie maliny.
Ostatni punkt widokowy na miasteczko i statki. Kilkaset metrów i lądujemy na szutrowej drodze, która prowadzi nas prosto do kempingu.
Było ciężko. Wszak i w podróżowaniu chodzi o to, by walczyć z własnymi zahamowaniami.
Geiranger – informacje praktyczne
Kemping:
- Cena za noc za dwie osoby, auto i namiot: 240 Koron
- Prysznic – 10 Koron, do wejścia potrzebny jest kod.
- Kemping ma dwie małe kuchnie ze zlewami, czajnikiem elektrycznym i kuchenkami gazowymi – za free
Skagefla:
- Długość: 7,5km, czas 3,5h
- Podejście: 550m
- Trasa jest wymagająca, odradzamy wyprawę z dziećmi czy psami
- Bez butów górskich i dobrej kondycji też nie warto się na nią porywać
- Szlak jest dobrze oznaczony i wytyczony

Źródło: www.geirangerfjord.no
Informacje o rejsach i mapa:
Leave A Comment
You must be logged in to post a comment.