Opuszczamy Paryż. Wyjazd z miasta i ogólnie poruszanie się po drogach stolicy Francji do bezstresowych nie należą. Francuzi są mocno nieprzewidywalni, a obite i porysowane auta napawają przerażeniem. I tak z duszą na ramieniu ale szczęśliwie bez ekscesów drogowych dotarliśmy do perełki francuskiego baroku i klasycystycznego triumfu władzy Ludwika XIV.
Dzisiaj mamy Paryż w spacerowym wydaniu. Wręcz snujemy się między głównymi atrakcjami, bez zobowiązań, na spokojnie, kontemplując naturę w parkach i ogrodach. I tak zaczynamy od śniadania pod Wieżą Eiffla, przez Pola Elizejskie, odpoczywamy w ogrodach Tuileries, by ostatecznie wylądować przy placu Pigale i na Montmartre.
Nadszedł ten moment. Spakowani, podekscytowani, gotowi na podbój świata! Ostatnie zdjęcie przed wyruszeniem w podróż, czyli pierwsze zdjęcie z wyprawy jest. Zatem obieramy kierunek Paryż.
Kolejna uliczka za rogiem jest jeszcze ciemniejsza. Pomimo słońca w zenicie nie wiadać za wiele w mrocznym cieniu murów. Gdzieś tu jest granica rewiru Doria. Bruk za rogiem to teren Grimaldich, a kawałek dalej – Fieschinich. Za modlitwę w kościele u Spinolich ktoś ostatnio został nagordzony… nożem w plecy. Typowe. Czego się spodziewał po Genui? XVIII wiek już, a jeszcze się nie
Sestri Levante nie znajdziecie w przewodnikach. Nie pisze o nim nikt, tu nie zatrzymywała się Sophia Loren czy Humphrey Boghart. Oni wybierali drugi koniec zatoki Golfo del Tigullio – jak arystokraci z Monako woleli malutkie Portofino. A my? A my zatrzymaliśmy się w Sestri, by odwiedzić ciotkę. I to był strzał w dziesiątkę!
Za dużą bramą stoją domki. Małe, drewniane, z łóżkiem w środku, daszkiem i stołem na zewnątrz. Jeden przy drugim, ciągną się od bramy gdzieś w głąb, ku temu, niebieskiemu. Czasem przy domkach stoją parasole, a czasem nie ma nic. A za domkami jest to niebieskie – bezkresne morze i biała od kamieni plaża, o której jeszcze chwilę temu marzyli wszyscy
Będąc w Rzymie nie można zrobić jednej rzeczy. Choćbyśmy krążyli, kluczyli z dokładną mapą, usilnie starali. Nie da się. Nie ominiemy koloseum, Forum Romanum, Schodów Hiszpański. Na Piazza Navona prędzej czy później trafimy i tak. I nie jest to przypadek. Wieczne miasto celowo tak zaprojektowano, by jego główne atrakcje jak magnes ściągały arteriami tłumy. Dziś, wczoraj, czy dwa tysiące lat temu tłum