W każdym przewodniku na liście obok koloseum i krzywej wieży w Pizie znajduje się Wenecja. Niegdyś potężne imperium śródziemnomorskie z sercem poprzecinanym kanałami, dziś pułapka ściągająca turystów z całego świata. No tak, nie zobaczyć Wenecji, to niemalże nie być we Włoszech. A ponieważ jesteśmy na samym początku odkrywania Italii, to nie pozostaje nam nic innego, jak zaplanować jednodniowy wypad do miasta na wodzie.
Uśpiona Vicenza zauroczyła nas placem dei Signori, na którym dumnie prężyły się na śnieżnobiałych filarach lwy św. Marka oraz dostojna Basilica Palladina z charakterystycznym miedzianym dachem. Dało się podskórnie wyczuć, że ta cisza, spokój i beztroska snująca się ulicami miasta jest rozdzierana przez rozrywkowe wieczory.
Weronę skonsumowaliśmy na śniadanie. Znaleźliśmy świetny punkt widokowy (pod museum Archeologico), który odsłaniał przed nami różowo wapienną Weronę, most Scaligero czy kościół San Zeno Maggiore. Nie omieszkaliśmy również udać się do okupowanego przez tłumy turystów domu Julii. Oprócz wpisanych serc w ściany, posągu Julli z wytartymi piersiami przy których migały flesze znalazły się również pomysły na pozostawianie kłódek na jednej
Kierunek obrany – gorące i soczyste tereny włoskich ziem przed nami. Przygodę zaczynamy od jeziora Garda, które to od pierwszego wejrzenia rzuca urok. Po niekrótkiej przejażdżce samochodowej z Wrocławia do północnych Włoch, znaleźliśmy pole campingowe, w którym Maciek wyrwał ostatnie wolne pół miejsca namiotowego. Szybko przygotowaliśmy namiot, aby spokojnie móc się udać na zwiedzanie miasta wieczorową porą.
Naszą podróż po Francji zaczęliśmy od miejsca najbardziej francuskiego, absolutnej stolicy i serca państwa, której kosmopolityczny charakter z jednej strony przytłacza, z drugiej – uwodzi. Ach ten Paryż.
Przyświecająca Franciszkowi I maksyma „moje jest większe niż Twoje”, której to adresatem był przede wszystkim Karol V Habsburg, tłumaczy rozmach z jakim został zaprojektowany zamek w Chambord: ponad 440 sal, 85 klatek schodowych, 365 kominów… Wokół zamku rozciąga się największy w Europie rezerwat zwierzyny łownej. Oprócz dzików spotkać można również jelenia szlachetnego.
Zanim rozpoczęliśmy zwiedzanie zamku w Chenonceau, zjedliśmy pod jego murami pyszne śniadanie… o około 14:00. Tak, tego dnia raczej się nie przemęczaliśmy. Choć zamek oferował piękne trasy spacerowe, skupiliśmy się wyłączenie na najbardziej efektownych atrakcjach.
Pomimo późnej pory postanowiliśmy przegryźć gorycz Usse jeszcze jednym zamkiem. Wybór kierunku jazdy nie był łatwy. Jak wytypować zamek, który podniesie średnią zadowolenia z dnia w taki sposób, aby nie mieć poczucia, że nasz dzisiejszy dobór zamków był chybiony? Ruszyliśmy zatem w kierunku Villandry. Odrobinę zmęczeni, jak zawsze głodni, zaczynaliśmy szukać pretekstu do tego, aby zakończyć dzisiejsze wojaże na bajkowym